Pożywka dla hejtera - czyli relacja ze Spotkania Blogerek

września 30, 2013

Pożywka dla hejtera - czyli relacja ze Spotkania Blogerek

I tak oto z dniem 30.09 nastała późniejsza pora dodawania wpisów.
Właśnie wróciłam do Krakowa, nastał rok akademicki.
Czas połączyć obowiązki z przyjemnościami i choć ręce mnie świerzbią, żeby pisać i pisać to mogę sobie pozwolić na notatki z zajęć, a nie blogowe wpisy.
Nie mniej jednak winna jestem relację z naszego środowego Spotkania Blogerek :)

Spotkałyśmy się w miejscu łakomczuchów, 
takim gdzie brzuchy są pełne na sam widok czekolad zza szyb.
i maluchów w swoich skromnych progach.
Zadbała także o dodatkowe atrakcje jak degustacja czekolad ekskluzywnych i kilka słów o historii największej przyjaciółki kobiet.


Odwiedziło nas też kilkoro gości. Starałyśmy się dopracować plan spotkania tak, aby w jego programie znalazło się coś, przy czym dzieciaki nie zanudziłyby się, 
a przy okazji mogły puścić wodze wyobraźni. 
Takim oto sposobem na Spotkaniu Podkrakowskich Blogerek zorganizowałyśmy 
warsztaty z Ciasto Plasto.
O samej masie opowiem Wam przy ich najbliższej recenzji.


 Do tego wszystkiego doszedł pokaz naklejek wielokrotnego użytku od firmy Room&Mates oraz wykład Pani z portalu Ekorodzice.


A teraz to co przytargałam ze spotkania czyli "Poznaj szczodrość naszych partnerów".
Hejterów prosi się o zduszenie w zarodku swojego gniewu, frustracji, irytacji czy czego tam chcą.

COŚ DO CIAŁA
COŚ DO WŁOSÓW
KOLORÓWKA
KOSMETYKI DLA MANIULKA
MANIOWA STREFA ZABAWY I ROZWOJU
MANIOWA STREFA OCZYTANIA
MANIOWA STREFA DOBREGO STYLU
COŚ DLA ŁAKOMCZUCHÓW
GADŻETY I CHEMIA

No i to chyba tyle. Bawiłyśmy się świetnie, nie zabrakło czasu na rozmowę, choć na oku trzeba było mieć naszych małych poszukiwaczy przygód. Planujemy kolejne spotkanie, także tematyczne, ale nie zdradzę Wam jeszcze co to takiego...



Spaghetteria - raj dla pasto-lubnych

września 27, 2013

Spaghetteria - raj dla pasto-lubnych

Wiele z Was - odwiedzających portal urodaizdrowie.pl 
zauważyło już, że ruszyła smakowita akcja
"Blogerzy Smakują", gdzie możemy pobawić się w krytyków kulinarnych
i niczym Pani Gessler nieco pokręcić nosem i powybrzydzać publicznie.

Ku mojej ogromnej uciesze trafiła mi się pewna restauracja o nazwie Spaghetteria
która już na wstępie zdradziła co będę mogła przetestować.
A z racji, że jest pasjonatką makaronu pod każdą możliwą postacią wybór mnie przez restauracje do testów swoich dań niósł ze sobą pewne ryzyko...

Gdziekolwiek jestem, gdziekolwiek jadam ZAWSZE w menu szukam Carbonary
Czemu? Nie wiem, uwielbiam ją. A na miłość nie ma innych słów jak po prostu miłość.
Tym większe wyzwanie przed Spaghetterią...
Kolejne polegało na tym, że z mojego testerskiego wypadu
 zrobiła się rodzinna pielgrzymka...

  • Był Maks, a Maks jest niejadkiem
  • Był tata, a tata je makaron tylko wtedy kiedy jestem w domu, bo próbuje w moich domowników przelać miłość do włoskiej pasty. 
  • Był brat, który uwielbia szybkie i niezdrowe żarcie. 
  • Była też ciocia, która choruje na wstręt do cebuli.

Spaghatteria to tak naprawdę dwa lokale - jeden przy ulicy Kobierzyńskiej i drug na Podgórzu. Czyli jeszcze nie na obrzeżach, ale już nie w centrum. Dojazd do obu bardzo dobry. Podczas mojej wizyty przewinęło się sporo gości, więc wydaje mi się, że nie jest to restauracja znana jedynie wśród lokalnych smakoszy.


Przede wszystkim pierwsze co rzuca się w oczy to niebywała czystość jakiej pozazdrościć by mogła Spaghatterii nie jedna restauracja. Delikatne i stonowane kolory utrzymane we włoskiej konwencji i piękny akcent - świeża bazylia w doniczkach na każdym stoliku. Sala główna i mała obok. Nowocześnie, przyjemnie, obsługa kulturalna i pomocna.



Będąc w restauracji z Maksem pierwsze czego szukałam to miejsca gdzie mógłby przez chwilę zająć się sobą. Spaghetteria posiada kącik dla dzieci, posiada stołek do jedzenia dla maluchów, szeregi kredek, klocków, bajek - tak aby dorośli mogli spokojnie zjeść. Są też dania dla dzieci - makarony o zabawnych nazwach Kaczora Donalda i Myszki Miki z pewnością zadowolą młode podniebienia.


Jest plazma, jest radio - spotkania meczowe myślę, że jak najbardziej na tak. Do menu można by wprowadzić kilka rodzajów pizz, tak by zbyt nie ingerować w nazwę Spaghetterii, a jednocześnie pozostać w konwencji włoskiej. Dla zabieganych przygotowują posiłki na konkretne godziny, wystarczy tylko telefon.


Początkowo miałam ambitne plany spróbowania jednego dania z każdej kategorii. Przeszło mi jednak po "zaglądnięciu w talerz" sąsiadom. Dania są spore, a wiadomo, że makaron jest raczej daniem zapychającym. Na naszym stole pojawiło się spaghetti carbonara, spaghetti bolognese, minestrone, polędwiczki wieprzowe z sosem serowym, szarlotka na ciepło i oczywiście tiramisu.


Bolognese było na specjalne życzenie pozbawione cebuli. Bardzo ładnie podane (tu nawiąże, że miałam wielokrotnie do czynienia z restauracjami, gdzie bolognese podawane jest na zasadzie makaronu polanego sosem - trzeba się natrudzić, przy okazji roznieść makaron po całym stole, żeby wymieszać jedno z drugim).
W smaku dominował pomidorowy sos, proporcje makaronu do sosu idealne, 
dla mnie za mało sera na górze, choć to kwestia relatywna.


Carbonara nie pobiło mojego tarnowskiego numeru jeden, ale uplasowało się zaraz za nim. Podanie nie pozostawia nic do życzenia. W smaku delikatne, a boczek był boczkiem (raz dostałam po prostu makaron z szynką, mistrzostwo). Sos był ciut zbyt rzadki, nie oblepiał całościowo makaronu, a raczej spływał.


Minestrone to włoska zupa na bazie warzyw sezonowych z kurczakiem. Bardzo dobra! Grzanki do niej podane wyborne z całą pewnością godna polecenia!


Polędwiczki były świetnie wypieczone, ziemniaczki delikatne, dobrze doprawione! Zaciągając tatę do Spaghaterrii wiedziałam, że trudno mu będzie wepchnąć makaron. Bardzo dobrze, że w menu oprócz dań typowo pastowych znalazło się kilka pozycji dla   tradycjonalistów. Myślę, że nie trzeba recenzować takich dań, bo patrząc na zdjęcia słyszę u siebie Wasze burczenie w brzuchu!


A to szarlotka na ciepło. Myślę, że sam sposób podania zasługuje na głośne okrzyki. W smaku równie pyszna i przyjemnie gorąca. Ciasto dalej chrupkie i delikatne
Aż szkoda było jeść.


Tiramisu na bogato! Choć preferuje je w wersji nieco bardziej gorzkiej - więcej kawy/więcej kakao. To było typowo słodkim deserem. Rozpływało się w ustach
a ciocia nie przestawała o nim mówić przez całą powrotną drogę.

---------------------------------------------------

Podsumowując. Jeśli będę miała okazję testować kolejne restauracje w akcji "Blogerzy smakują" to nie wiem jak sobie poradzą, bo Spaghetteria wysoko ustawiła poprzeczkę.
Jestem zażenowana, że jako krakowianka (bo restauracji jest dwie), jako wielbicielka makaronów (bo podają nieziemskie pasty) i jako studentka (bo jest TANIO!) 
wcześniej tu nie byłam.
Biję się w pierś i obiecuję poprawę!
Proszę o rozgrzeszenia i do zobaczenia na kolejnych makaronach!




Restauracja testowana w ramach akcji Blogerzy smakują:




Warsztaty z Ciasto-Plasto w ramach II Spotkania Podkrakowskich Blogerek

września 25, 2013

Warsztaty z Ciasto-Plasto w ramach II Spotkania Podkrakowskich Blogerek

Nasze pierwsze spotkanie odbiło się echem w całym internecie.A to za sprawą naszych sponsorów.Potem była sprawa Blanki, którą pewnie większość Was kojarzy i nawiązując do tego stwierdzam, że w blogosferze nigdy nie będzie jednego poglądu nt. blogerskich spotkań.Jedni uważają, że to wstyd dla innych blogerów 
- takie "żebranie" o gifty, drudzy popierają.

...

My spotykamy się po raz w drugi. W prawie takim samym składzie... prawie, bo oprócz nas w spotkaniu wezmą udział maluchy. Tym razem będziemy gościć w Krakowskiej Manufakturze Czekoladya w programie mamy przewidziane głównie rzeczy dla naszych małych poszukiwaczy przygód. Warsztaty z Ciasto-Plasto oraz z Lukka,
 kilka prelekcji dla nas oraz samodzielny wyrób czekoladek.
Zapowiada się wspaniały dzień!


Lista sponsorów też jest spora.
Choć tym razem (rozczaruje Was) nie bijemy żadnego rekordu.
Jeśli ktoś ma jakieś 'ale' co do partnerstwa firm i zaraz w komentarzu zacznie mi tu truć, że "spotkanie blogerskie nie polegają na giftach, bla, bla..." albo "to jest żenujące tak żebrać" - dziękuję bardzo, żegnam Państwa. Nikt nie żebrał, nikt nikomu cycków nie pokazywał, nikt nikogo nie szantażował. Firmy dają, my bierzemy, młodzi testują, my piszemy. Nie jesteśmy osobami, które latają po każdym możliwym spotkaniu,  żeby się obłowić, a potem sprzedać. Konsekwentnie recenzujemy gadżety od sponsorów. 
Tyle w ty temacie.

Zaczynamy!


PS Po Spotkaniu wybieram się do Spaghaterri w Krakowie w ramach akcji "Blogerzy Smakują". Specjlanie w ramach tego projektu powstała zakładka "testujemy-smakujemy" gdzie co jakiś czas będę wrzuczać wpisy z fajnych i... smacznych miejsc :)




Niczym ambasadorka piękna - CHI Olive Shampoo i Lotion Total Protection

września 24, 2013

Niczym ambasadorka piękna - CHI Olive Shampoo i Lotion Total Protection

Zdarzają Wam się czasem testować takie próbki produktów,
 które po jednym użyciu macie ochotę wyrzucić?
Zapewniam więc, że są też takie przez które popada się w załamanie finansowe.
Takie, przez które każdego dnia skrupulatnie odkładam grosz do grosza, 
żeby wystarczyło na produkt pełnowymiarowy.
A jeśli już mowa o próbkach, zrecenzuję i opowiem tylko o tych, 
które wystarczają na co najmniej 6-7 użyć.
Taki mini produkty podarowała mi Ambasada Piękna na Spotkaniu Blogerek.


Warto tu wspomnieć, że cena takich mini-maxi produktów 
jest astronomiczna jak na zawartość ml.


CHI szampon Olive Nutrient Therpy - 50 ml za 17 zł, 350 ml za 51 zł, a 750 ml za 89zł!
CHI preparat Total Protect - 59 ml za 19 zł
Jednak, jeśli porównać efekt z ceną to myślę, że to i tak za tanio!



Początkowo miałam wrażenie, że jak na szampon to jego konsystencja jest zbyt wodnista. W miarę użytkowania jednak zupełnie mi ona nie przeszkadzała.


Jest obłędny, nie pachnie oliwkami, nie pachnie ziołami. Mam wrażenie jakbym na włosy wylewała dopiero co zaparzoną zieloną herbatę. Niesamowicie rześki, pobudzający, przenoszący do jakichś zielonych krain. Zboczenie sięga tego stopnia, że przechodząc obok łazienki muszę wejść go powąchać.

Zaraz po umyciu włosy są bardzo miękkie i niesamowicie lśniące, po wyschnięciu robią się przesuszone, jakby strąki opadały mi na ramiona. W tym momencie stwierdziłam - "no cóż generlanie lipa". Ale nagle potem po kilku godzinach zrobiły się sypkie, delikatne, na powrót pięknie błyszczały. Do tego wszystkiego nie musiałam ich myć przez kolejne 3 dni! Absolutnie cudowny kosmetyk! Czułam się jakbym dopiero co wyszła od fryzjera, ba... od bardzo drogiego fryzjera.







Przypomina balsam do ciała połączony z maską do włosów - nie jest ani tłusty, ani lejący. Delikatny i puszysty idealnie rozprowadza się na włosach. Ja aplikuję go najpierw na grzebień, by potem wczesać we włosy. 


Po raz kolejny jestem upojona zapachem. W tym przypadku jest on o wiele bardziej wyczuwalny. Naniesiony na włosy lotion pod wpływem nagrzanych blaszek prostownicy delikatnie topi się i wchłania we włosy. Zapach utrzymuje się nawet do kilku dni, osobiście kojarzy mi się z drogim fryzjerem.

Przetestowany podczas prostownica i podczas pływania. W obu przypadkach włosy wyglądają jak po laminowaniu - niesamowicie błyszczą i stają się jednolitą i gładką taflą. Prostownica sunie po kosmkach delikatnie, nie słychać przepalania, nie widać plątania. Suszenie po basenie natomiast bardzo szybkie, włosy świetnie się układają i co najważniejsze dalej pachną lotionem, a nie chlorem!



Ceny astronomiczne, choć kosmetyki warte zakupu.
Po cichu wzdycham do innych preparatów CHI, które chciałabym przetestować.
Szkoda kupować małe opakowania, bo duże wychodzą ekonomiczniej, 
ale co jak się nie sprawdzą?
Ta dwa skarby polecam i dołączam do osobistej listy KWC.







Copyright © 2017 Pata bloguje