Magia na zębach? Oceńcie sami... Magic Smile Pen

października 29, 2013

Magia na zębach? Oceńcie sami... Magic Smile Pen

Zawsze chciałam mieć olśniewająco białe zęby, 
zawsze robiłam wszystko, żeby to osiągnąć.
Prezent, który razem z dziewczynami dostałyśmy na poprzednim Spotkaniu Blogerek
był więc ziszczeniem moich najskrytszych marzeń. Firma Best of Beauty podarowała nam czarodziejskie pisaki.

Pisaki nie byle jakie, a Magic Smile Peny.
Pisaki, które wybielają zęby.
Takie, niewielkie, srebrne skarby. Wreszcie po intensywnej aplikacji chcę Wam nieco przybliżyć zasady ich działania, a także podzielić się efektami.

 Pisak to tak naprawdę żel wybielający skryty w srebrnym aplikatorze. Sami dozujemy dawki przekręcając pokrętłem u nasady. Delikatnym pędzelkiem rozprowadzamy zębach. Tryb kuracji możemy wybrać w zależności od tego w jakim tempie chcemy uzyskać efekty:
1.) 14 dni - aplikacja codziennie przez snem
2.) 7 dni - aplikacja 2-3 razy dziennie


A żel w pisaku? Wytwarzany z najczystszych i najlepszych składników. Działa 3x szybciej niż preparaty wybielające zęby oparte na bazie nadtlenku karbamidu. Produkt rozpoczyna usuwanie molekuł plam na zębach niemal natychmiastowo. Aplikacja jest banalnie prosta, choć wymaga wprawy i cierpliwości. Po umyciu zębów nakłada się na nie cienką warstwę żelu. Przy zetknięciu z przebarwieniami tworzy się leciutka pianka. Widać naocznie jak żel zwalcza kolorowe plamki.

Dziewczyny, które oprócz mnie testowały produkt skarżyły się na jego smak. Fakt, nie powiem, żeby był smakowity, ale dla osób, które wcześniej jak ja korzystały np. z pasków wybielających nie będzie on niczym nadzwyczajnym
Nikt przecież nie każe się nam nim delektować, ani specjalnie zlizywać z zębów, prawda?


Nigdy nie miałam przesadnie żółtych zębów. To kwestie genetyczne warunkują odcień kości itd. Używałam pasków wybielających kilkakrotnie, stosowałam i nadal stosuje pasty wybielające. Konkluzja... być może efekt Magic Smile Pena na moich zębach nie będzie AŻ tak spektakularny jak w przypadku osób z prawdziwymi zębowymi problemami.


Nie mniej jestem zadowolona z efektu jaki uzyskałam. 7 dni to bardzo krótko jak na spektakularne efekty, ale cieszę się, że choć udało mi się wywabić przebarwienia znajdujące się bardzo blisko dziąseł - te, na których nie ma mocnych. Do tego wszystkiego mimo aplikacji żelu 2-3 razy dziennie przez tydzień pisak dalej działa, 
a żelu jeszcze zostało. Będzie na część kolejnej kuracji.


 Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to podrażnienie kącików warg. Chciałam aplikować żel perfekcyjnie, więc łaziłam przez kilka minut szczerząc się, starać uspokoić moje ślinianki mimo, że z ust toczyła mi się piana. Przez to moje kąciki były w opłakanym stanie. Ale daliśmy radę.
Polecam dla borykających się z problemami zębowymi.
Praktyczniejsze to niż paski i tańsze niż zabiegi laserowe!
Zajrzyjcie tutaj: KLIK









Odpowiednie nawilżenie gwarancją delikatnej skóry - DERMEDIC dla dzieci

października 24, 2013

Odpowiednie nawilżenie gwarancją delikatnej skóry - DERMEDIC dla dzieci

Skóra malucha jest o wiele delikatniejsza niż ta nasza.
Tylko specjalna jej pielęgnacja nie naruszająca bezpośrednio jej struktury zagwarantuje idealny poziom nawilżenia i pielęgnacji.
Z Mankiem to jest tak, że od początku, 
od pierwszego dnia po narodzinach używało się po kąpieli oliwki.
Tak jak przy mnie, przy starszym bracie. Oliwka - rzecz ponadczasowa.
Nie mówię, że źle... Ostatnio kiedy się skończyła postawiłam na produkt Dermedica.

Firma nie byle jaka. Pokochana przez większość wrażliwców.
Nie trzeba jej specjalnie przedstawiać, bo większość z Was ją zna. 
Ostatnio do swojego asortymentu wprowadziła produkty dla dzieciaków.
I tak załapaliśmy się na balsam.

 Od momentu pierwszego użycia stwierdzam, że pompki nie zamienię na nic innego. Jest takie niebywale użyteczne urządzonko, z którym nie trzeba się szarpać, żeby wydobyć zawartość. A i młodemu się podoba, bo się sam smaruje po kąpieli. Szata graficzna delikatna i na pewno                                             zwracająca uwagę.


Jeśli mogę trochę ponarzekać to w tym miejscu. Konsystencja balsamu jest lejąca. Nawet Maniek czasem skarży się, że mimo wytarcia po kąpieli, wmasowania balsamu nadal jest... mokry. Balsam wchłania się, ale nie od razu. W składzie moje ukochane karite. Gdyby było go                                        ciut więcej łatwiej by się go aplikowało.


 Ledwo wyczuwalny, bez dodatkowych poprawiaczy zapachu, sztucznych ulepszaczy. Ciężko smarować maluchy perfumowanymi kosmetykami. Emolient pachnie delikatny pudrem, dzieckiem, ale tylko kiedy na siłę próbujemy się w niego wwąchać. Brak parabenów i barwników tylko zachęca do kupna.


Maks nie jest atopowcem, nie ma też wrażliwej skóry, ani nawet szczególnie wysuszonej. Nie mniej stosowanie balsamu Dermedica w mojej opinii poprawiło to i owo. Jego skóra zrobiła się jeszcze delikatniejsza, miękka i tak ogromnie aksamitna! Do tego dzięki alantoninie i panthelonowi wszelkie zadrapania, zaczerwienienia, swędzące ranki po ukąszeniach przestawały swędzieć czy piec, a koniec końców znikały szybciej niż się pojawiały.


Przyjemny kosmetyk do codziennego użytku nie tylko dla wrażliwców i skrajnych atopowców.
Fajnie, że są firmy, który faktycznie dbają o nasze maluchy i wprowadzają do swojej oferty produkty przemyślane i odpowiednie pod każdym względem.
Nie ukrywam, że zazdroszcząc Maniowi tak idealnej skóry czasem podkradnę trochę balsamu...










Zabawa na maxa nam się nie udała - Manio i przebijanka

października 21, 2013

Zabawa na maxa nam się nie udała - Manio i przebijanka

Mamy obecnie taką piękną jesień, że ciężko mi z Maniem usiedzieć w domu.
Podbijamy parki, stacje kolejowe, a pociągi znamy już łącznie z ich profesjonalnymi nazwami.
Młody jednak nie zapomniał o prezentach, którymi obdarzyli go sponsorzy II Spotkania Blogerek.
Ostatnio zażyczył sobie przebijanki...
Kompletnie nie wiem w jaki sposób sobie o niej przypomniał. 
Mały rozumek nie przestanie mnie zadziwiać.
A skoro już ją wyciągnęłam to stwierdziłam, że i coś o niej napiszę.

Produkt dostaliśmy od sklepu maxizabawa.pl, który specjalizuje się w drewnianych zabawkach, 
spełniających wszelkie możliwe normy bezpieczeństwa.
Rozwój kreatywności i umiejętności dziecka w każdym zakresie zgodnie z jego naturalnymi predyspozycjami firma obrała sobie jako misję i cel.

 Nikomu nie mówi nic nazwa przebijanka, więc pokaże Wam to na zdjęciach i filmie. Pod względem prezentacji zabawka wygląda rewelacyjnie. Piękne, żywe kolorki przyciągają wzrok malucha. Dołączony młoteczek mimo swojej prostoty jest bardzo użyteczny i pewnie leży w dłoni. Całość wykonana z dużą starannością - drewno polakierowane, każdy element perfekcyjnie dopasowany. Bez ostrych krawędzi, wystających drucików.


To, że Maniek jest terrorystą pisałam już nie raz. Przebijanka od Maxizabawy  w bardzo prosty sposób mogła dać upust jego energii i sile... Mogła? No właśnie mogła... Moim zdaniem ten konkretny wyrób jest kompletnie nie przemyślany. Nie chcę podważać wytrzymałości zabawki, bo drewno jest na tyle odpornym i trwałym budulcem, że produkt na pewno wytrzymałby nie jedno, ale... ale...


Zadaniem malucha jest uderzyć w pochylnie z taką siłą, aby rybki zwinnie przeleciały nad kotkiem. Sprawa pierwsza - obie rybki NIGDY nie przelecą. Nie chodzi już nawet o siłę malucha. Po prostu jest to nie możliwe. Próbowałam sama i ledwo co udaje mi się przetransportować                                          jedną rybkę.


Druga sprawa - zabawka jest kompletnie nie stabilna. Uderzając w jedną płytkę automatycznie się przewraca. Nawet patrząc na powyższe zdjęcie jesteśmy w stanie ustalić, co stanie się po uderzeniu. Może gdyby podstawa była specjalnie obciążona, albo chociaż była dłuższa, żeby nie uderzać w jej krawędź... może...


I było to frustrujące dla mnie i dla Maksa. Zdecydowanie bardziej wolał siedzieć z zabawką i samodzielnie przesuwać rybki, choć przyznam, że i to niedługo trwało. Moje duże oczekiwania od maxizabawa.pl niestety pochłonęła fala rozczarowania. Pomimo świetnego wykonania i pomysłu na zabawkę okazała się klapą.


Możecie obejrzeć jak to wyglądało... 









PS Chwalę się! Jako jedna z 10 ambasadorek Dove jadę na Weekend Piękna, łuuuuhu :)






Mini lakier, maxi efekt - EVELINE i pastelowe MiniMaxy

października 18, 2013

Mini lakier, maxi efekt - EVELINE i pastelowe MiniMaxy

Oto mój lakierowy debiut.
Tego jeszcze nie robiłam, nie pisałam o paznokciowych maziadłach.
I zakładam, że nie zrobię tego tak perfekcyjnie i obrazowo jak lakieromaniaczki,
ale mam nadzieje, że przeczytacie, a i Ci szukający wzmianki o MiniMaxach zerkną.

Lakiery przywędrowały do mnie ze Spotkania Blogerek.
Firma Archamedia, reprezentowan przez panią Aleksandrę, która trzyma pieczę nad produktami firmy Eveline umiliła nam spędzony czas całkiem sporymi podarunkami.



No i tak z wielkiem paki pierwsze testy skupiły się na lakierach.
Paznokcie maluję jak sobie przypomnę, a zapewnienie 9-dniowego longlastingu ze strony producenta podziałało tak, że od razu sięgnęłam po pastelowe przyjemniaczki.

Mini kształt jak sama nazwa wskazuje. Nie za bardzo wiem czemu niebieski (803) różni się wysokością od moreli (801), ale w użytkowaniu to nie przeszkadza. Pojemność - 5 ml - idealna na całkowite zużycie. Dzięki temu mamy pewność, że lakier nie zaschnie w buteleczce zanim go                                           skończymy.


Nie za rzadka, nie za gęsta. Tworzy na paznokciach jednolitą powłokę bez niepotrzebnych bąbelków czy smug. Emulsja łatwa do rozprowadzenia po płytce, pozwala na ładne i równomierne krycie.



Dobrze ścięty i giętki, pozwala na swobodne manewrowanie i nakładanie kolejnych warstw lakieru. Włoski nie odkształcają się i ciągle pozostają "w kupie". Mimo, że sprawia wrażenie dość wąskiego ładnie pokrywa cały paznokieć już przy pierwszym pociągnięciu.



Obietnica producenta nijak się miała do stanu moich paznokci po 2 dniach. Już choćby sam fakt, że po pomalowaniu zawsze, ZAWSZE zachce mi się coś ruszyć, czegoś dotknąć tak, że zawsze, ZAWSZE przynajmniej jeden paznokieć jest do poprawki. MiniMax wytrzymał na moich paznokciach 3 dni. Miał ponoć 9. Wysechł za to szybko. Szybko relatywnie, bo na pewno szybciej niż inne lakiery, ale też nie na tyle szybko, żebym mogła nazwać go jakimś wybitnym.



Kolorki musicie przyznać ładne! Pastelki - modne tego lata, poprzedniego i mam nadzieje przyszłego. Zresztą w zimie też zafunduje sobie taki powiew ciepła na paznokciach! Ślicznie błyszczą, krycie w przypadku morelki już po pierwszej warstwie, a idąc po palecie barw ku jaśniejszym trzeba dokładać po kolejnych.


Przyjemniaczki z nich, na pewno zakupię kolejne kolorki. Cena jest śmieszna, bo można je dostać już za niecałe 4 zł, więc polować dziewczyny, polować! :)







Copyright © 2017 Pata bloguje