Syndrom szczęśliwego mózgu. Wiesz co to? Ja też nie. Definicji nie znajdziesz w żadnej literaturze powszechnej, w tej mniej znanej też nie. Być może wcale nie ma takiego pojęcia i sama wykreowałam je w swoim małym mózgu na potrzeby tego wpisu. Choć realnie nie istnieje, to jestem pewna, że spotykasz się z nim od czasu do czasu.
Zwykle radzę sobie ze stresem w pewien absurdalny sposób - tworząc wizję tego, że jestem już PO całej stresującej sytuacji. Imituję odetchnięcie z ulgą, zamykam oczy i kreuję sobie świat, który pozbawiony jest strachu i obaw. Serce mi spowalnia, oddech się normuję, a ja jestem w stanie myśleć trzeźwo i spiąć wszelkie mięśnie o posiadaniu, których właśnie się dowiaduje.
Niezależnie od tego, czy mi się powiedzie, czy nie, zawsze PO czuję to zrzucenie balastu. Jakby wyrwanie uwierającej mnie metki, zdjęcie zbyt obcisłej bielizny - tak absurdalne, tak namacalne - ulga, której nie sposób zdefiniować. Dziwne procesy chemiczne zachodzące w moim wnętrzu roztaczają przede mną obraz niesłabnącej błogości i fundują to, co pieszczotliwie określam 'syndromem szczęśliwego mózgu'.
Ktoś, kto w tym momencie chciałby zrobić mi jakieś szczegółowe badania, zamiast krwi zobaczyłby chyba różową oranżadę i jakieś pierdyliony sztucznych ogni strzelających endorfinami. Głupieję. Mięśnie mimiczne przymusowo układają mi usta w półokrąg i właśnie w tej jednej chwili jestem pewna, że... FUCK BITCHES I'M GONNA RUN THE WORLD! Wreszcie czuję, że potrafię nabrać w płuca ogromne ilości powietrza i z przeszywającym świstem wypuścić je chwilę później. Wyostrza mi się węch, słyszę mocniej i wyraźniej, czuję.
Syndromu szczęśliwego mózgu nie da się wywołać, nie da się przedłużyć jego trwania, albo to ja po prostu nie wiem jak to robić. Pozostaje mi jedynie z nadzieją czekać, kiedy pojawi się ponownie i czerpać z niego jak najwięcej energii i siły do codziennego działania. Pytanie tylko... czy to nie iluzja? Czy to faktycznie istnieje?
Wydaje mi się, że gdzieś kiedyś czytałam o podobnym zjawisku, udowodnionym nawet licznymi badaniami - wbrew pozorom nie jest to choroba psychiczna, ponoć... a jedynie nagromadzenie pewnych substancji w naszym organizmie, które w tym jednym, konkretnym momencie tworzą mieszankę bardzo wybuchową. Czy aby dopadł nas syndrom szczęśliwego mózgu faktycznie musimy być szczęśliwi w duchu? Czy może ma to jakieś inne podłoże?
Czy to w ogóle istnieje?
istnieje, w trakcie zakochania :P
OdpowiedzUsuńhttp://www.eye-sunglasses.com/ray-ban-aviator-metal-rb3025-purple-sunglasses-p-138.html#.VZBpdHrtmko
OdpowiedzUsuńZobaczyłam że umiesz rozróżnić podróby od oryginałów. Zwryfikujesz te?
Skoro się zdarza to powinien istnieć.
OdpowiedzUsuń