Hybrydy robią furorę. Nic dziwnego, że wiele z nas poszukuje zamienników dla popularnych polskich marek za granicą i na różnorakich aukcjach. Kobieta zmienną jest, a to oznacza, że kolorystyka posiadanych przez nas lakierów powinna być nadzwyczaj szeroka. Jeśli jednak robimy hybrydy tylko sobie, a każda kolejna buteleczka to wydatek rzędu 30 zł, to czy nie lepiej...
...skusić się na to, co oferuje nam rynek chiński? A ten rośnie w siłę, oj rośnie. Wszystko za sprawą dobrze znanego nam Aliexpress, który coraz rzadziej serwuje nam produkty o stereotypowej chińskiej - tandetnej jakości. Postanowiłam więc sprawić sobie 5 różnych lakierów z zagranicznego rynku i przetestować je w zaciszu własnych czterech kątów, a z Wami podzielić się moimi spostrzeżeniami.
Na pierwszy ogień skusiłam się na zachwalane już na wielu stronach lakiery hybrydowe Bling. Ich gama kolorystyczna wprawdzie nie jest powalająca, ale drogą eliminacji skusiłam się na nr 28. Jeśli jednak zerkniecie na gamę podaną na aukcji zauważycie, że wybrany odcień bardziej przypomina nr 16 niż wybrany 28. Pędzelek okazał się nienaturalnie skręcony, a w buteleczce było może 1/4 deklarowanej pojemności i to jeszcze tak absurdalnie gęstej, że nałożenie lakieru na paznokieć graniczyło z cudem. To jednak AliExpress, a co za tym idzie szybko skontaktowałam się z majfriendem i od razu miałam kolejną paczkę w drodze. Po raz kolejny musiałam czekać blisko 3 tygodnie na dostawę, jednak następny lakier okazał się być o niebo lepszy!
Lakier Bling jest bardzo fajnym, łatwym w aplikacji lakierem, który świetnie współgra z bazą i topem innych marek np. Semilaca. Jego krycie można uznać za zadowalające przy nałożeniu co najmniej kilku warstw. Niestety, mimo szczerych chęci i gimnastyki z pędzelkiem jedna warstw zostawia prześwity, a chęć nałożenia jednej, ale grubej warstwy, która je zakamufluje mija się z celem. Jakość lakieru po utwardzeniu zupełnie nie odbiega od lakierów dostępnych na rynku polskim. Nie podchodzi pod nie powietrze, ładnie trzymają się bazy i schodzą większymi płatami przy użyciu Removera. Minusem jest fakt, że zakup Blingów to trochę jak gra w ruletkę - skręcone pędzle i połowiczne pojemności to przypadki na porządku dziennym. I choć dispute wchodzi w grę to oczekiwanie na przesyłkę blisko 60 dni skutecznie zniechęca do zakupów, bo co mi z lakierów w letnich kolorach, kiedy dostanę je dopiero na jesień?
Lakiery Bling możesz kupić TUTAJ
Drugim lakierem na który się skusiłam był Emerald. Postawiłam na wyrazisty szary, bo to kolor, który pasuje do większości stylizacji nawet jako drobny akcent. Emerald bardzo przypomina Semilaca - pod względem konsystencji, gęstości i pigmentacji koloru. Jedna warstwa zapewniła mi już całkiem niezłe krycie. 6,5 ml to idealna wielkość dla lakierów - realna do zużycia w ciągu roku przydatności do używania. Bardzo dobrze się trzyma i łatwo schodzi przy aplikacji acetonu. To jeden z lakierów, którego jakość zdecydowanie przewyższa cenę.
Lakiery Emerald możesz kupić TUTAJ
U kilku znajomych blogerek spotkałam się także z lakierami Color Tale. Nic dziwnego, skoro marka ma naprawdę bogatą gamę kolorystyczną. Bardzo długo zastanawiałam się na tym, który wybrać do testów. Chciałam jeden, ale... na jednym się nie skończyło i lecą do mnie kolejne. Color Tale charakteryzuje się bardzo fajną konsystencją i całkiem niezłym odwzorowaniem kolorów na wzornikach w realu. Pod wpływem removera schodzi jeszcze lepiej niż Semilac. Jedyny mankament, który mogłabym na siłę wytknąć lakierom to długi i spłaszczony pędzelek - dla osób z wąską płytką nakładanie lakieru może więc wiązać się z brudzeniem skórek, ale to kwestia wprawy i doświadczenia.
Lakiery Color Tale możesz kupić TUTAJ
Firmę CND zna większość lakieromaniaczek, ich lakiery Shellac pewnie też. Choć w Internecie lakiery kosztują blisko 70 zł można je spotkać na Ali za... dolara. Czy CND ma coś wspólnego z CND made in China? Podejrzewam, że nie do końca, jednak lakiery są całkiem niezłe - ciut rzadsze niż Semilac, przez co za pierwszym razem zalałam sobie skórki. Teraz nauczyłam się, że w przypadku CND wymagane jest utwardzanie każdego palca osobno, żeby lakier nie spłynął. Wybrałam kolor 20 - ciemny fiolet z delikatnymi drobinkami. Gama jednak jest na tyle duża, że już myślę nad kolejnymi. Trzyma się i schodzi elegancko!
Lakiery CND możesz kupić TUTAJ
Ostatni lakier na który się skusiłam to termiczny Gel Len. Pamiętam, że kiedyś miałam do czynienia z podobną sztuczką jednak w wersji lakieru normlanego, więc postanowiłam wypróbować chińską wersję hybrydową. Nie ma co liczyć na spektakularny efekt tj. z czarnego w biały i na odwrót. Kolory są do siebie podobne, choć różnią się odcieniami. Ja skusiłam się na nr 68, który można określić jako koralowo-brzoskwiniow. Lakiery działają - tego nie można im odmówić. Zdarzyło mi się nawet, że w trakcie jednego wieczoru ktoś zapytał jak szybko udało mi się zmienić kolor? Jest to więc fajna opcja dla osób wiecznie niezdecydowanych. Kupię kolejne, choć tym razem wybiorę naprawdę skrajne kolory - takie którą zrobią naprawdę duże wrażenie. Jeśli jednak chodzi o jakość Gel Len - jest średnio. Po 4 dniach odkleił mi się jeden cały paznokieć - dosłownie zszedł jak naklejka, mimo że położony był na bazie Semilaca. Nie wiem co Gel Leny mają w składzie, ale możliwe, że składniki w jakiś sposób na siebie reagują i tracą przyczepność lub to płytka mojego paznokcia nie była przygotowana odpowiednio. Lakier na pozostałych palcach delikatnie odchodził przy bokach już po tygodniu, jednak wytrzymał jeszcze kilka kolejnych dni i delikatnie ustąpił pod wpływem acetonu.
Lakiery Gel Len możesz kupić TUTAJ
Jak sami widzicie chiński rynek obfituje w lakiery hybrydowe. Można tak znaleźć prawdziwe perełki za pół darmo i skompletować naprawdę ogromną kolekcję lakierów (zwłaszcza kiedy prosta matematyka podpowiada, że 1 Semilac = ok. 5-6 lakierów z AliExpress). Czy zamawianie z Chin ma wady? Pewnie tak - przede wszystkim okres oczekiwania, rozbieżności między kolorem na wzorniku, a w realu oraz ewentualne uszkodzenia buteleczek w transporcie czy też zmiany właściwości lakierów. Uważam jednak, że warto próbować nowości, jestem pewna, że pośród całej masy lakierów można trafić na TEN swój kolor. Różnorodność marek pozwala także wszystkim, których uczulają lakiery naszych polskich marek na poszukiwanie alternatyw. Znam przypadki dziewczyn, które po okropnym uczuleniu na Semilaca przerzuciły się na Blingi i krostki nigdy nie powróciły.
Dajcie znać jeśli miałyście do czynienia z tymi lub innymi lakierami hybrydowymi z Chin. Jeśli post okaże się pomocny dla choć części z Was, z radością zamówię kolejne obco brzmiące marki, żeby wypróbować ich działania na sobie. Jeśli któryś w powyższych linków jest nieaktywny - także dajcie znać, często aukcje wygasają lub zmieniają się do nich linki. W temacie podrzucam Wam także kompendium wiedzy prawdziwego Aliholika spisane przez Anię - zdaję sobie sprawę, że zakupy z Chin mogą kogoś przerażać, więc w razie czego służę także swoją pomocą.
Sprawdź także inne moje posty dotyczące hybryd:
Udanego popołudnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli masz zamiar w swoim komentarzu zostawić mi odnośnik do swojego bloga lepiej od razu wyjdź! ZAKAZ REKLAM I LINKOWANIA. Odwiedzam KAŻDEGO, kto zostawia merytoryczny komentarz, a jeśli mi się podoba zostaję tam na dłużej. Nie potrzebuję specjalnego zaproszenia!
Jednocześnie dziękuję za każde słowo i każdego hejta :*