Chwaliłam się, bądź też nie udało mi się załapać do akcji Dove.
W całej Polsce wybranych zostało 100 ambasadorek marki.
Z racji, że zbliża się czas wykonania naszego pierwszego zadania,
którym są recenzje kosmetyków
postanowiłam swoją opinią podzielić się nie tylko z Dove, ale także z Wami.
Inna sprawa, że zakup tego kosmetyku kusił mnie już od dawna.
Mowa oczywiście o kremowym musie pod prysznic.
Na blogu Agaty widziałam jakie cuda można z nim wyprawiać.
Tworzy zbitą pianę, która pozwalałam nawet przyozdabiać muffinki.
Musiałam więc przetestować na swojej skórze.
OPAKOWANIE: Tradycyjny klips, jeden z lepszych jeśli chodzi o opakowania Dove. Nie trzeba się męczyć z jakimś otwieraniem paznokciem pod prysznicem. I choć w tej kwesti preferuje po protu praktyczne pompki nie narzekam na ową zatyczkę. Zgrabna butelka, ładna i elegancka szata graficzna. Nie można się do niczego przyczepić
ZAPACH: Nie wiem jak Wy, ale ja wiem jak pachnie Dove. Już spieszę z wyjaśnieniami. Dove utożsamiam w mojej głowie z delikatności, nawilżeniem i ogromnym dbaniem o skórę. Nie raz zdarzyło mi się porównać zapach innego kosmetyku na zasadzie "ooo pachnie jak Dove". I mimo, że Dove wyszedł na rynek z różnymi wariantami zapachowymi jego zapach pozostaje od moich młodzieńczych lat jeden i ten sam.
Niezachwiany, delikatny i zmysłowo kuszący.
KONSYSTENCJA: Znacznie odbiega od wszystkim znanych żelów pod prysznic. Rzekłabym nawet, że Dove stworzył masło stworzone do wodnych kąpieli. I choć w składzie nie brakuje nieprzyjemniaczka SLS-a, to w tym przypadku jestem naprawdę w stanie przymknąć na to oko. Pieni się nieprzeciętnie, konsystencja jest zbita i nie ześlizguje się z ręki tak jak w większości specyfików pod prysznic, a co za tym idzie jest szalenie wydajna i najzwyczajniej w świecie praktyczna.
EFEKT: W Dove da się zakochać. A przynajmniej mnie ogarnęła dzika miłość. Choć na ambasadorki czekają kolejne paczki i kolejne testy, ja już zakupiłam w drogerii kolejny mus. Nawilżenie? Mało powiedziane, korzystanie z balsamu po kąpieli stało się w tym przypadku zbędne. Dove delikatnie otula skórę miękkością, nadaje jej sprężystość
i sprawia, że jest jędrna i zadbana.
Z wielką dumą mogę powiedzieć, że z Dove czuję się piękniejsza.
Perłowa masa pod wpływem wody zamienia się we wspaniałą trwałą pianę i mimo, ze tylko biorę szybki prysznic czuję się jakbym
była zanurzona pośród białych bałwanów od Dove.
Zobaczyłam zdjęcia testów w raporcie przysłanym przez Dove,
ale jestem osobą, która zawsze jednak musi sprawdzić na sobie
i zobaczcie sami jak się prezentuje mus na dłoni.
Chyba widzicie różnicę!
I chyba nie trzeba Was specjalnie zachęcać do wypróbowania musu od Dove.
Pielęgnacja ciała wbrew pozorom nie jest żmudnym i długotrwałym procesem.
Mając Dove wystarczy, że zafundujecie sobie relaksujący wieczór od prysznicem,
a mus wszystko za Was zrobi
Wypróbowałyście już ten wariant?
Rzeczywiście, kiedy widzę breję na dłoni i mus na drugiej, to nie trzeba mnie wcale przekonywać.
OdpowiedzUsuńciekawe muszę wypróbować
OdpowiedzUsuńPrzekonałaś mnie:) Na pewno kupię ten mus:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOgólnie produkty Dove lubię stosować, obecnie stosuję balsam z drobinkami:) a mus z Dove to dla mnie nowość:)
OdpowiedzUsuńod razu poczulam zapach<3
OdpowiedzUsuńczyli nie trzeba używać balsamu po jego zastosowaniu ? To super! jutro lece do drogerii po niego :)
OdpowiedzUsuńMuss !<3 Ojej uwielbiam ! :D
OdpowiedzUsuń