Mojej przygodzie w Klubie Nowości Rossmanna niedługo stuknie roczek. W do tej pory w każdym z nowych pudełek znajdowałam przeróżne kosmetyki - niektóre zostały ze mną na dłużej, inne pożegnałam na wieki. Ostatnio, w nowym czerwonym boxie przywędrowała gratka dla fanów marki Scholl - nowość, elektroniczny system do pielęgnacji paznokci.
Elektroniczna tarka do stóp, którą pewnie większość z Was kojarzy podbiła polski rynek. Jej cena nadal jest nieco wywindowana, choć w krótkim czasie powstało wiele zamienników i nawet sieci takie jak Biedronka podążyły za Schollem tworząc swój własny pilnik do stóp. Jako gadżeciara szybko zaopatrzyłam się w nowość od Scholla i o ile z urządzenia do stóp byłam bardzo zadowolona nie mogę tego powiedzieć o nowości - pilniku do paznokci.
Przede wszystkim zaskoczyła mnie jakość wykonania urządzenia - negatywnie. Już pomijam, że sam jego kształt jest nieco... dwuznaczny i kiedy podczas robienia zdjęć pilnikowi odwiedziła mnie przyjaciółka spotkałam się z jej pytającym wzrokiem. Na samym urządzeniu brakuje logo Scholla, plastik jest przeciętny, a dołączone nakładki to zużywające się części, które stale trzeba będzie dokupywać.
Sam pilnik spełnia 3 funkcje - piłuje, wygładza płytkę paznokcia i ją poleruje. Jest tym, czym pilniki-bloki z różnymi nawierzchniami, tyle że w wersji elektronicznej. Do naszej dyspozycji pozostają dwa tryby szybkości - moim zdaniem nie ma między nimi większej różnicy i oba działają mniej więcej tak samo. Chcąc docisnąć pilnik do krawędzi paznokcia zatrzymujemy jego pracę, więc tryb piłowania przebiega raczej powoli. Jedynym atutem nakładki numer 1 jest fakt, że nie niszczy ona paznokci - równomiernie piłuje krawędzie nie narażając ich na rozdwajanie, o czym przekonałam się po blisko dwóch tygodniach pielęgnacji.
Powierzchnia wygładzająca ma na celu wyrównanie płytki i delikatne jej zmatowienie - to może przydać się wielbicielkom hybryd, którym zwykły blok polerski prócz matowienia płytki przesadnie niszczy paznokcie. Dzieje się tak, kiedy paznokieć jest przesadnie słaby i nie ma czasu regeneracji między zakładaniem nowych warstw hybrydowych.
Nasadka polerująca jest najlepszą z całej trójki. Poprawia ona wygląda płytki paznokcia - teraz błyszczy ona sama z siebie, bez użycia odżywek czy lakierów nawierzchniowych. Efekt nie jest długotrwały, lecz z doświadczenia wiem, że zwykły lakier na paznokciach wypolerowanych trzyma się dłużej i wygląda po prostu ładniej.
Może i przekonałabym się do nowości Scholla, jednak po 2 tygodniach użytkowania urządzenia, w moim odczuciu, dwie nakładki nadają się do wymiany. Planowany koszt urządzenia to 140 zł (!) za komplet (pilnik+3 nakładki), a premiera odbyć ma się w listopadzie w drogeriach Rossmann. Nie wiem jakie będą ceny samych końcówek wymiennych i czy w ogóle będą one w sprzedaży. Potraktowałabym nowość od Scholla jako gadżet. Dedykowany raczej osobom, które nie mają pojęcia o pielęgnacji paznokci, nie chce im się machać rękami na prawo i lewo, a do kosmetyczki ciągle mają za daleko.
Może gdyby Scholl wypuścił więcej nasadek dałabym się przekonać? Choć w jego przypadku będzie to raczej ciężkie, gdyż ruchy urządzenia są posuwiste i raczej nie ma mowy tu o końcówkach do usuwania skórek itd. Szkoda, nie ukrywam, że po takiej marce spodziewałam się dużo więcej...
Przeczytaj inne opinie o pilniku TUTAJ
Co myślicie o nowości?
Hmm ... ciekawe ale raczej się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawiła ta nowość, ale skoro tak szybko się zużywa, to nie ma sensu kupować...
OdpowiedzUsuńMy nie jesteśmy za takimi nowościami, tym bardziej, że cena jest bardzo wysoka, a jakość marna.
OdpowiedzUsuńJa wolę się bawić wszystkimi przyborami :D
OdpowiedzUsuń