Wiecie jak wygląda życie blogera urodowego? Teoretycznie żadnych kosmetyków nam nigdy nie brakuje, ale wystarczy, że wejdziemy do pierwszej lepszej drogerii. potykając się przy niby przypadkiem o półkę z mega, hiper promocją i... trzeba reanimować nasz portfel. Jeszcze gorzej jest, kiedy... spotykamy się z innymi freakami kosmetycznymi. Houston! Mamy problem!
Sporo czasu zajęło mi, aby na poważnie przysiąść do tego posta. Bo sprawa wygląda tak: rok temu pożegnałam się ze wszelkimi spotkaniami blogerek, z których nigdy wiele nie wynikało. No chyba, że góra #darowlosu i wydumane żądania firm. Nikogo nie interesowało, że ja mieszanolica otrzymuję fantastyczny krem do cery dojrzałej, suchej i zaoranej już pierwszymi zmarszczkami, że mydło jest siódme w kolejności do zużycia, że szampon do włosów farbowanych. Ach, te recenzje...
Odpuściłam spotkania na rzecz konferencji, dużych zjazdów, merytorycznych spotkań pełnych wartościowego... #mięsa. Takich z których ja - jako blogerka, jako kobieta, jako marketingowiec mogę naprawdę skorzystać. Z pewną obawą podeszłam więc do zaproszenia Klaudii na... spotkanie blogerek właśnie. Dziewczyny jednak sprytnie wszystko rozegrały - miałyśmy się po prostu spotkać, pogadać, zrobić milion selfie, zjeść coś dobrego. Nikt niczego od nas nie wymagał, dał wolną rękę i jeszcze życzył udanego spotkania, fajnie nie?
I tak właśnie spotkałyśmy się w Zabrzu, w restauracji Impresja przy stole pełnym natury. Dlaczego? Bo to właśnie kosmetyki o naturalnych składach towarzyszyły nam tego popołudnia. Mogłyśmy bez obaw bawić się w natrętnych macantów. Żaden przedstawiciel firmy się nie pojawił (z całym szacunkiem - wiem, że zawsze to ICH produkty są najlepsze, najzdrowsze, hiperalergiczne i w ogóle wyleczą z każdej dolegliwości.)
Spędziłyśmy cudowne popołudnie okraszone winem, piwem, brownie, naleśnikami, co kto lubi... Rozmowom nie było końca, ale to tak wygląda, kiedy wpada się w towarzystwo nadające na tych samych falach. Mimo, że większość dziewczyn znałam już z innych blogowych imprez byłam oczarowana nowo poznanymi istotkami.
Po co ten post? Trochę na przekór panującej powszechnie opinii, że większośc blogerów i vlogerów branży beauty spotyka się po dary losu. Po to, żeby pokazać, że choć dzielą nas kilometry i ogranicza nas czas, to fajnie raz na jakiś czas jest się spotkać. Po prostu spotkać...
Po co ten post? Trochę na przekór panującej powszechnie opinii, że większośc blogerów i vlogerów branży beauty spotyka się po dary losu. Po to, żeby pokazać, że choć dzielą nas kilometry i ogranicza nas czas, to fajnie raz na jakiś czas jest się spotkać. Po prostu spotkać...
Jeśli chodzi o marki, które uprzyjemniły nam spotkanie, to z ochotą je zaprezentuję. I zrobię to właśnie dlatego, że... nie muszę. Pokażę Wam większość rzeczy (nie wszystkie), które dostałyśmy, a jeśli coś zainteresuje Was szczególnie, dajcie znać w komentarzu. Może akurat zapałam do danej rzeczy miłością na tyle płomienną, że recenzja napisze się sama.
To tyle ode mnie, wracam do tworzenia Wielkanocnych tutoriali hybrydowych. Wam zostawiam namiary na dziewczyny (a wierzę, że znajdziecie u nich sporo fajnych rzeczy) i na marki. Koniecznie zajrzyjcie do mnie w weekend, będzie co oglądać :)
Miłego wieczoru!
Widzę dużo znanych twarzy ;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem spotkania są dużo fajniejsze od wielkich eventów:)
OdpowiedzUsuńFajne spotkanie :) Powinny się częściej takie odbywać.
OdpowiedzUsuńBardzo zdrowe i racjonalne podejście do sprawy, brawo!!!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że u mnie takie spot5kania nie są zbyt często organizowane :C Zdjęcia są świetne - nastrój na pewno też taki był :)
OdpowiedzUsuń