Kiedy w Sylwestra na angielskim fanpagu Rimmel przedstawił światu swoje nowe dziecko uśmiechnęłam się pod nosem trzepocząc maźniętymi już wtedy nowym tuszem rzęsami. Mascara Scandaleyes Xxtreme znalazła się w grudniowym pudełku nowości od Rossmanna i szybko poszła w ruch.
Akurat byłam na tuszowym głodzie, gdzieś między końcówką starej, a początkiem nowej mascary. Przypomniałam sobie wtedy, że pierwszy hit Rimmela - Sandaleyes Extreme Black zauroczył mnie swoją intensywnością i głębokością czarnej mazi. Niczym poza tym. Względem nowości zawsze mam duże oczekiwania, więc z zapartym tchem lustrowałam nowe dziecko w rodzinie.
Myślę, że sporej większość ten tusz faktycznie podejdzie. Według producenta świetnie poradzi sobie z rozdzieleniem, pogrubiać i dodatkowym wywinięciem rzęs. Moim zdaniem to połączenie starej Extreme Black z Wonderfull. Na uwagę na pewno zasługuje szczoteczka, która odmiennie do starej wersji Scandaleyes jest siliconowa. I chwała za to, bo mam awersję do wszystkich sztywnych, podrażniających oczy szczoteczek ze sztucznym włosiem. Trochę zwymyślana, powykręcana, charakterystycznie wyprofilowana i jak dla mnie zbyt toporna, przez co w efekcie używałam jednej 'ścianki'.
I mimo, że wreszcie nauczyłam się malować rzęsy bez konieczności użycia potem micelara do zmycia tuszu z powiek ze Scandaleyes Xxtreme jest to niemożliwe. Nie jestem pewna czy to nadal kwestia budowy szczoteczki, czy opakowania i gumki ściągającej warstwę tuszu, ale po każdorazowym zamoczeniu szczoteczki na jej końcu tworzy się paskudy ogonek, zadzior z tuszu, który wcale nie ułatwia manewrowania i papra wszystko dookoła.
Co do efektu jaki daje nowa mascara - to kwestia indywidualna. Dla mnie mógłby być bardziej intensywny. Szczoteczka bardzo ładnie rozdziela rzęsy i je wydłuża, ale jak na mój gust z nieszczęsnym pogrubieniem nadal jest średnio. Nałożenie każdej kolejnej warstwy wiąże się ze sporym sklejeniem i grudkami. Objawia się tu kolejna z cech nowej mascary - ultra szybkie zasychanie, które rozpatrywać można dwojako.
Tusz się nie kruszy, nie osypuje gwarantując długotrwały efekt. Demakijaż również nie sprawia większych problemów. Stwierdzam, że w porównaniu do starej pomarańczowej wersji jest o wiele lepiej, jednak nie na tyle, abym mogła okrzyknąć Scnadaleyes Xxtrem nową ulubioną mascarą. Zerknijcie na efekt (moje rzęsy z pierwszego zdjęcia są na 3-miesięcznym dopingu Realash, więc wyglądają znacznie lepiej niż na większości zdjęć z recenzjami mascar. Btw. niedługo podsumowanie kurcji.)
Jak Wam się podoba?
kiedy bym tak robiła to potem ten zaschnięty tusz w postaci małych drobinek osadzał się na szczoteczce i na rzęsach, a to by wyglądało już absolutnie koszmarnie, niestety :(
OdpowiedzUsuńŚwietny efekt :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie szczoteczki :))
Nie mam go, szczoteczka mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńefekt daje fajny , ale nie wiem nie polubilam sie z popzedia ....
OdpowiedzUsuń