września 01, 2015

NA CHOLERĘ CI STUDIA...


Tego postu miało nie być w ogóle. Choć zabierałam się do niego kilka razy, zawsze po napisaniu kilku linijek uświadamiałam sobie moją bezsilność w tym temacie i ogromną frustrację, której i tak nie potrafiłam przelać na papier. Kilka dni temu do moich drzwi zapukał kurier, dostarczając mi papier z działu rekrutacji, a dziś 1-y września początek roku szkolnego, więc...

Odpowiedzi na pytanie 'Czy warto iść na studia' w Internecie jest wiele. Przejrzałam wyniki, które nieźle wypozycjonowały się w Google i stwierdzam, że każdy mówi to samo, a nawet jeśli nie, to zmierza do podobnej puenty. Opowiem Wam nieco o sobie, bo targają mną emocje, a to właśnie pod ich wpływem pisze się najlepiej i najbardziej szczerze.

Tyle ile stresu kosztowały mnie zeszłe trzy lata studiów nie przeżyłam nigdy wcześniej. Nie jestem typem osoby, która okres żakowski kojarzy jedynie z niekończącymi się imprezami, kuciem po nocach zakrapianym odpowiednią dawką alkoholu czy stałymi wagarami na utrzymaniu rodziców. Poszłam na studia z nadzieją, że odnajdę jakąś swoją ścieżkę, że uczelnia odkryje u mnie talent, o którym pojęcia nie miałam, albo choć pobudzi moją ciekawość, a  przyznam szczerze... niewiele więcej wiem niż trzy lata temu...

CZY WARTO?

Tak, jeśli wiesz, że kierunek na który się dostałeś jest tym, co faktycznie Cię pociąga - medycyna, prawo, nawet zwykłe zarządzanie. Jeśli prawdziwie czujesz, że kręci Cię ekonomia, logistyka, finanse, zarządzanie zasobami, a na myśl o tych przedmiotach czujesz bezkresną ciekawość - ruszaj śmiało i czerp ze studenckiego życia garściami. Jeśli jednak, tak jak ja, ciągle szukasz swojego miejsca, swojej pasji, a kierunki oferowane przez uczelnie nijak mają się do Twoich jakichś tam zainteresowań - zmykaj! Daj sobie czas, odkryj siebie na nowo, poszukaj na własną rękę, pracuj, gromadź doświadczenia i poznaj siebie.

ABSURDY POLSKICH UCZELNI

Poczekaj, to jeszcze nie koniec. Teraz będzie najlepsze. Te trzy lata studiów uświadomiły mi koniec końców, co chcę robić i do czego się nadaję. Szukałam swojej drogi trochę na siłę, angażowałam się w każde wydarzenie, w grupy studenckie i kiedy z dumą obroniłam dyplom wiedziałam, że moja dalsza kariera zmierza ku "zarządzaniu reklamą". Miałam to do siebie, że marketing, PR i cała otoczka reklamowa są tym, co lubię, co sprawia mi wreszcie frajdę. Poczyniłam już przygotowania - pozbierałam papierki z uczelni, podrukowałam oświadczenia, uwierzytelniłam dane, zrobiłam nawet zdjęcia do legitymacji, ale przez myśl mi nie przeszło, że... mogę się nie dostać.

To jest absurd polskich uczelni. To jest policzek od dumnych uniwersytetów. To jest irracjonalność wymogów! Moja uczelnia jako jedyna uczelnia w Krakowie ma skalę ocen do 5,5. Dzięki temu ostatni rok studiów licencjackich (specjalizacyjny, stricte marketingowy) skończyłam mając średnią powyżej 5,0. Co z tego? Tam, gdzie chciałam iść respektuje się skalę do 5,0, więc chcąc ujednolicić moje wyniki uczelnia zaniżyła mi oceny, a wszelkie punkty poleciały mi na łeb na szyję.

Do kogo mogę mieć żal? Do uczelni o chore warunki? Czy do siebie o przesadną pewność miejsca? Wiecie jak jest ze skalą 5,5? Mało kto z wykładowców w ogóle wie o jej istnieniu. Może przesadzam - wiedzieć, na pewno wiedzą, ale mało kto ją respektuje. Ocena celująca jest nie do zdobycia nawet dla orłów. Już pomijam, że u większości starszych wykładowców nawet nie występuje w syllabusie. Nie ukrywam... miałam kilka 5,5, ale bardzo często musiałam w tej sprawie interweniować. Bo skoro z ogólnej puli punktów brakuje mi w końcowym wyniku zaledwie jednego czy dwóch to może należy mi się celujący? W końcu jest to 5,5 jest najwyższą oceną, a nie jedynie 5. Sami dobrze wiecie jednak jak to jest odbierane przez resztę grupy - niby 'walcz o swoje', a jednak 'znowu poszła się łasić'.

Na studiach nie zależało mi na ocenach. Tak mi się przynajmniej wydawało. Niemniej odkryłam, że cierpię na chroniczny przerost ambicji i zawsze choćby po trupach chcę być jak najlepsza. Najbardziej w całej sytuacji boli mnie fakt, że osoby, które zostały w mojej małej wiosce Tarnowie na uczelni lokalnej (dojeżdżają tu wykładowcy z Krakowa) z normalną skalą ocen do 5,0 i jako tako dawały sobie radę, studiując banalne kierunki, dostały się tam, gdzie i ja chciałam z palcem w... zębach. Czuję zazdrość i wielką niesprawiedliwość, bo wiem, że poziom nauczania tutaj, a w Krakowie jednak nieco się różni.

STUDIA TO TYLKO PAPIER

Moja wizja mnie studiującej zarządzanie reklamą właśnie legła w gruzach. Moja dotychczasowa uczelnia może się cieszyć, bo pomyślnie przeszłam jej rekrutacje (wow, serio?) i zostaję na uczelni studiując "marketing i komunikację rynkową". Kierunek pełen absurdalnych zapychaczy, takich jak filozofia czy ekonometria. Kierunek, którego program studiów w 1/4 pokrywa się z przedmiotami, które już miałam. Kierunek na myśl o którym robi mi się słabo, a do oczu napływają łzy.
Przez kolejne dwa lata w Krakowie chciałam chłonąć wiedzę z zakresu, który naprawdę mnie interesuje, tymczasem obok jako takich przedmiotów kierunkowych będę musiała kuć na pamięć tezy filozoficzne i po raz kolejny wrócić do wzorów matematycznych.

I choć studia teraz to tylko papier, uważam, że w tym wszystkim powinno się robić coś, co się lubi i co nas interesuje. Ja na oślep brnę dalej w bliżej nieokreślonym kierunku i pozostaje mi tylko głupio wierzyć, że tak...

miało być...

30 komentarzy:

  1. O tak, zapychacze czasu na studiach to plaga... Uważam, ze niejednokrotnie osoby z wykształceniem zawodowym moga się bardziej realizować niż te, które poszły do liceum a później na studia z nadzieją rozwoju, a tu się okazuje, że wyobrażenia to nie to co realia.
    Czas studiów jest dobry, ale też nie wspominam ich imprezowo, a raczej spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. studiowałam pół roku, po czym stwierdziłam, że to kompletnie nie dla mnie i jestem szczęśliwa, że nie marnowałam więcej czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie współczuję :( Też uważam, że powinno się robić coś, co się lubi i co nas interesuje. Szkoda że o przedmiotach decydują inni. :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Własnie tak się zastanawiam, isc na studia czy nie... I coraz częściej składaniam się co do zakonczenia chwilowo edukacji na technikum i wyjazd za granicę, zapracowanie, zbudowanie tutaj domu... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja dopiero zaczynam studia (pedagogikę wczesnoszkolną z terapią pedagogiczną). wiem, że nie jest to kierunek po którym będę zarabiać kokosy, mimo to myślę że kiedy podejmę pracę w zawodzie poczuje się spełniona :D Jako dziecko zawsze chciałam uczyć, w gimnazjum mi to minęło, a teraz znowu ochota powróciła. Wiem, że zapychaczy będzie od groma (np. filozofia...), ale póki co jestem dobrej myśli.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo, że jestem zwolennikiem posiadania papierka to zdaję sobie sprawę, że ten papierek nie jest potwierdzeniem naszej wiedzy tylko co najwyżej ogromnej cierpliwości. Nie rozumiem za to ludzi, którzy na myśl o pójściu na studia mają lekki odruch wymiotny. To naprawdę nie gryzie, a na rynku pracy jesteśmy jednak oczko wyżej od tego, który studiów nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  7. zastanawia mnie jak Ci ujednolicali te oceny? bo jeśli miałaś z jakiegos przedmiotu 5.5 to teoretycznie obnizone zostalo do 5 (jako najwyzsza w czesciej stosowanej skali). I tutaj jest jasne... ale jesli miałąś z jakiegoś przedmiotu 3 to czy obniżano na 2.5?? troche to niezbyt... bo 2,5 teoretycznie nie zalicza?

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest naprawdę chore i bardzo niesprawiedliwe, co się dzieje na uczelniach :( szczerze współczuję!

    OdpowiedzUsuń
  9. ja jestem już na półmetku studiów inżynierskich i stwierdzam, że nic nie umiem. Poszłam na logistykę jednak zupełnie się tam nie odnalazłam, więc i w głowie nic nie zostało... Ale jak zaczęłam tak chciałam skończyć. Szkoda tylko 3,5 lat i pieniędzy... bo gdyby nie studia już dawno siedziałabym za granicą...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja mam mnóstwo znajomych, którzy poszli na studia dla zabicia czasu. Totalna głupota. Jednak są też tacy, którzy wybrali szkoły policealne, po roku studiowania twierdząc, że wolą mieć zawód niż papier. Jakby nie patrzeć myślenie dobre, ale po co wcześniej się pchali na studia? Ja dopiero teraz idę na studia, ale wiem, że będę studiować kierunek, który będzie sprawiał mi ogromną przyjemność i to się w tej chwili dla mnie liczy, a czy będę miała z tego jakieś zyski - okażę się potem :) Ważne, że się do niczego nie zmuszam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo wiele podobnych opinii ostatnio słyszę, to smutne... Ale jednocześnie cieszę się, że moje studia były moją pasją i znakomicie je wspominam :) W sumie to są dalej, bo w zasadzie nie rozstałam się jeszcze z uczelnią ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wprawdzie studia skończyłam ale z perspektywy czasu wiem, że nic mi to nie dało. No może to, że umiem sama sobie wypełnić PIT czy napisac jakieś pismo. I nic więcej. Nigdy nie pracowałam w swoim zawodzie. Dla mnie te 6 lat (robiłam jeszcze roczną podyplomówkę) to strata czasu. Żałuję, że studiowałam, ale czasu nie cofnę.

    OdpowiedzUsuń
  13. mam identyczną sytuację co Ty :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Powodzenia dziewczyny, trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Może trochę pokrętnie to wytłumaczyłam... Prawda jest taka, że narzucony został wzór matematyczny wyliczający konkretną ilość punktów - ja, z moją skalą 5,5, musiałam całą średnią ze studiów dzielić przez różnię między najwyższą, a najniższą oceną na uczelni - czyli przez 3,5, a nie jak reszta przez 3. Wynik jest jednak niemalże identyczny do sytuacji, w które każda z ocen zostałaby obniżona o pół stopnia, a średnia dzielona przez 3. I tak... na pierwszym półroczu, po bojach z mikro miałam w indeksie dwie dwóje, a że regulamin uwzględnia każda ocenę w końcowej średniej to i te dwóje zostały obniżone do... 1,5. Winszuję.

    OdpowiedzUsuń
  16. Po cichu liczę na to, że może to na co teraz najbardziej narzekam - zapychacze okażą się najprzyjemniejszymi z przedmiotów :P

    OdpowiedzUsuń
  17. Strasznie to smutne. Uczelnie po prostu produkują bezrobotnych...

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja uważam, że jak studia, to i praca. Licencjat zrobiłam dziennie i teraz uważam, że zmarnowałam 3 lata życia :P co prawda za zaoczne trzeba płacić, ale jeśli się nadal mieszka z rodzicami, to pracując można jednak nieco odłożyć... A na dziennych, cóż... prawda jest taka, że i nie zarobisz, i nie zdobywasz jedynego słusznego i przydatnego doświadczenia, czyli praktycznego, w normalnej pracy, firmie. Miałam rok przerwy po lic., teraz rodzice bardzo mnie namawiają... w sumie zmuszają, żeby iść na mgr, bo "patrz jak się czasy zmieniają. teraz studiów nie potrzebujesz, ale może za 10 lat będziesz potrzebować". Zatem chyba ulegnę i pójdę, ale oczywiście tylko na zaoczne, żeby odbębnić, mieć papier i żeby rodzice nie marudzili. Bo w zawodzie i tak pracować nie będę, bo studia mówią, że jestem nauczycielką angielskiego, ale do żadnej szkoły to ja się nie wybieram :P

    OdpowiedzUsuń
  19. auć.... no to faktycznie bolesne -.-
    mikro? ja w toku swoich studiów miałam 4 rodziaje mikrobiologii - przeróżne jej rodzaje ^^ ale podejrzewam, że na Twoim kierunku to raczej inne mikro niż u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja powiem jeszcze co innego. Mam w kieszeni 3 dyplomy. Rozwijałam pasje i umiejętności, piękne CV. Skończyłam te studia i od roku szukam pracy, do której nie wstawałabym rano ze łzami w oczach (do której, nomen omen lepiej, żebym studiów nie miała, może byłabym zdrowsza), jak możesz się domyślać - bezskutecznie. A dodam, że zawsze byłam jedną lepszych osób na roku, a jeśli miałam gorsze oceny z ekonometrii czy filozofii - nadrabiałam wiedzą kierunkową. I co? I na chuj to wszystko, że się tak wprost wyrażę.
    Nie powiem jednak, że studia potrzebne nie są -są, chociaż ten licencjat. Ale też w sumie dalej nie czuję, jakbym znalazła swoje miejsce, ścieżkę, powołanie, czy coś. No chyba, że zacznę zarabiać na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  21. no tak... Mikroekonomia, choć nie ze względu na samą trudność przedmiotu, tyle upierdliwego i zrzędliwego wykładowce. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  22. gdzie Ty się rekrutowałaś że nawet po obniżeniu średniej przez skalę (zgaduje, że do gdzieś pomiędzy 4,5-5,0) to się nie dostałaś bo Twoi znajomi którzy"jako tako dawali sobie radę" (zgaduje że 3,0-4,0) byli przed Tobą? i bez urazy ale UEK jest taką uczelnią gdzie dobre oceny jest prosto dostać akurat

    OdpowiedzUsuń
  23. średnia poleciała gdzie jednak bliżej 4,0. Nie mówię, że UEK jest uczelnią bardzo wymagającą, bo na własnym przykładzie odczułam, że czasem im mniej robię tym lepiej mi idzie. Jednak tu, u mnie, u moich "jako takich" znajomych tez o dobre oceny jest stosunkowo łatwo. Problem tylko, że i TU i na UEKu dobra to wciąż 5.0.

    OdpowiedzUsuń
  24. Miałam dokładnie tak samo, studia nie są moim powołaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  25. No nie wiadomo jak to będzie, może akurat tak będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  26. zrobiłem małe obliczenia specjalnie dla Ciebie, przy normalizacji z 2,0-5,5 do 2,0-5,0 przykładowo masz 5,0->4,57; 5,1->4,66; 5,2->4,75, więc jak widać w najgorszym wypadku to jest i tak ponad 4,5. Jeszcze raz spytam co to za uczelnia. No i zgodzę się że to 5,5 to bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące ponieważ sam byłem przekonania, że na 5,5 trzeba się wykazać mocno powyżej normalnej wiedzy a wychodzi na to, że traktowane powinno być jako normalna ocena.

    OdpowiedzUsuń
  27. UJ. Bez przesady z tym najgorszym przypadkiem. To, że w ostatnim roku wyszłam pod 5.0 nie znaczy, że było tak zawsze. Skala 5,5 jest krzywdząca, a uczelnia jakby na siłę chciała zatrzymać nas w swoich murach. No cóż... choćby po ten 'papier' trzeba iść dalej.

    OdpowiedzUsuń
  28. Rok temu byłyśmy pewne, że utworzą mgr z naszego kierunku. Kilka dni przed 1. października okazało się, że jednak zabrakło im chętnych. Szybka przeprowadzka dla Torunia. Po roku stwierdzamy, że chyba tak miało być.

    OdpowiedzUsuń
  29. To jest jakiś absurd. :/
    Wiesz, sama zmagam się ze swoją uczelnią w innej sprawie. Chcę studiować kierunek, o którym marzyłam od 10 lat, ale nie mogę, bo... nie przechodzę rekrutacji. Fakt, nie mam orlej ilości punktów, ale wygryzają mnie głównie osoby które idą na ten kierunek nie dlatego, że ich to w jakiś sposób interesuje, a po prostu "po tym jest praca". Próbuję jak mogę, ale... sama nie wiem, co z tego będzie.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ja studia mam już za sobą. Może i logistyka to dobry kierunek ale w moim przypadku mało przydatny. W Polsce bez doświadczenia ciężko liczyć na jakąkolwiek prace, a ja do osób szczególnie wybitnych nie należę. Jak na razie bujam się na stażu i myslę o wyjeździe za granicę. Papierek magistra mam ale jakoś nie bardzo mi w życiu pomaga. Studia to tylko papier, a teraz bardziej liczy się kreatywność, pomysł na siebie i przede wszystkim odwaga, a tych rzeczy właśnie mi brakuje ;(

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz zamiar w swoim komentarzu zostawić mi odnośnik do swojego bloga lepiej od razu wyjdź! ZAKAZ REKLAM I LINKOWANIA. Odwiedzam KAŻDEGO, kto zostawia merytoryczny komentarz, a jeśli mi się podoba zostaję tam na dłużej. Nie potrzebuję specjalnego zaproszenia!
Jednocześnie dziękuję za każde słowo i każdego hejta :*

Copyright © 2017 Pata bloguje