Ponad tydzień temu pochwaliłam się na Instagramie tym, że po raz kolejny (mam nadzieję, że ostatni) chcę na dobre zmienić swoje podejście do zdrowego stylu życia i tym samym wziąć się za moje nadprogramowe kilogramy. Kurację i drogę do lepszej siebie rozpoczęłam w sieciówce Naturhouse - czy słusznie?
Po publikacji tego zdjęcia i licznych Stories zasypaliście mi skrzynkę Waszymi radami, pytaniami i opiniami o moim wyborze, które były maksymalnie skrajne, co oznacza, że na zmianę zyskiwałam motywację do zmian i szybko ją traciłam. Ostatecznie postanowiłam kontynuować kurację i na sobie przetestować wszystkie Wasze wątpliwości. Zanim jednak pokażę na blogu efekty, opowiem Wam o pierwszej wizycie, na którą wybrałam się do punktu w Krakowie.
Czym jest Naturhouse?
To sieć centrów dietetycznych, których kuracje opierają się na trzech filarach: regularnej opiece dietetycznej, właściwym planie żywieniowym oraz naturalnej suplementacji. Ich punkty rozlokowane są w całej Polsce (i nie tylko Polsce), licząc ponad 350!
Jak wygląda pierwsza wizyta w Naturhouse?
Stresowałam się. Nie widziałam się z wagą od kilku miesięcy. Wiedziałam, że jest źle i wynik może mnie totalnie załamać, ale to moja wina, bo wolałam żyć w nieświadomości. Idąc do gabinetu wiedziałam jednak, że jestem na dnie i właśnie się z niego odbijam, bo już głębiej być nie mogę. Wiedziałam, że to mój dzień, mój miesiąc, mój czas. I tylko i wyłącznie ode mnie zależy, jak go wykorzystam.
W gabinecie powitała mnie Pani Renata - uśmiechnięta, sympatyczna, widząca moja przerażenie na słowo "waga". Zapytała o moje motywacje, co zaprowadziło mnie do jej gabinetu, czy mam już jakieś doświadczenia w temacie diet, jaki efekt chcę uzyskać... Nastąpiło oficjalne mierzenie, ważenie, pomiary - talia, udo, ręka, brzuch... Czekałam już tylko na obwód łydki, a moja irytacja na siebie rosła i rosła. Kiedy wróciłyśmy do rozmowy, zostałam zapytana o wszelkie moje choroby, przyjmowane leki, w tym także o tarczycę. Pani Renata przejrzała wyniki badań (dobrze mieć aktualne!) i mniej więcej wiedziała już, kim jestem! Zapytała o to, co lubię jeść, jak jem, jakie są moje nawyki, czy słodzę czy uprawiam sport. Pytań było masę, a potem...
... a potem wyciągnęła magiczny segregator, do którego wpisała moje aktualne wyniki. Nie będę się w tym miejscu chwalić, ile aktualnie ważę, to jeszcze nie czas i nie moment. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy będę mogła pokazać Wam efekty mojej metamorfozy i wtedy ta waga posłuży do pięknego porównania, na razie wprawia mnie jedynie w wielkie zażenowanie. W każdym razie według pomiarów wyszło, że w organizmie mam ponad 11 kg wody (!!!), a najbliższe tygodnie będą skupiały się na jej usunięciu.
Dieta w Naturhouse
Na moje pierwsze siedem dni dostałam dietę urozmaiconą. Taką, jaką dostaje tam każdy na start. Przez ten czas mam obserwować swój organizm, zobaczyć jak wpływa na niego regularność, jakie porcje mi odpowiadają, czy godziny dobrane przez Panią dietetyk są w porządku i czy ostatecznie radzę sobie z eliminowaniem wykreślonych z mojego jadłospisu pozycji. Taki test sprawdzający! Dodatkowo zostałam wsparta suplementami - granulkami Fibrok (błonnik) i ampułkami Drenanat (produkty moczopędne).
Ile kosztuje kuracja w Naturhouse?
Tu padnie moje ulubione - TO ZALEŻY... Zależy od wagi docelowej, od metabolizmu, tempa chudnięcia, motywacji, przestrzegania zasad. 10 kg można zrzucić w rok, a można i w trzy miesiące. Wszystko zależy! Ja mam w planach optymistycznie 15 kg do moich urodzin 15 września!
Teoretycznie, w Naturhouse wizyty same w sobie są bezpłatne, w praktyce jednak płaci się za naturalne suplementy połączone ze specjalistyczną opieką dietetyka, pełnowartościową dietą czyli całą kompleksową kurację. Mogłabym nawet skłonić się ku stwierdzeniu, że w cenie jest też psychmotywacja, bo tak zapamiętałam pierwszą wizytę. Wśród zarzutów wobec sieciówki było, że "suplementy wciskane są na siłę, bo muszą wyrobić procent". Nic takiego nie odczułam podczas wizyty, a musicie mi uwierzyć - jestem osobą, która niechętnie ludziom odmawia (potrafię nawet umówić w banku na spotkanie dotyczące kredytu, którego w ogóle nie potrzebuję, bo ciężko mi powiedzieć "nie, dziękuję"). Tygodniowa paczka suplementów to jednak wydatek rzędu ok. 100-130 zł jeśli mowa o produktach namacalnych. W rzeczywistości wychodzi się nie tylko z produktami, ale także z pełnowartościowo rozpisaną dietą, silną motywacją do zmian i uczuciem opieki.
Podsumowując: wyszłam z punktu uskrzydlona, bo ktoś wreszcie powiedział mi, że będzie miło i przyjemnie. I że to nie jest żadna dieta, a zmiana myślenia i nawyków. Czuję motywację, bo na wizyty wybieram się co tydzień. A jeśli ktoś mi powie "zdrowych zasad to można się nauczyć samemu" - zupełnie tego nie neguję, oczywiście, że tak. Niektórzy po prostu potrzebują mocniejszego kopa w tyłek, bo samodyscyplina u nich kuleje. Tyle w temacie pierwszego razu.
PS Waga po drugiej wizycie -1,7 kg (1,2 kg wody i 0,5 tłuszczu) w tydzień!!!
Jeśli macie jakieś pytania, a będę potrafiła na nie odpowiedzieć - dajcie znać w komentarzach. Może macie także pytania bezpośrednio do Pani dietetyk - obiecuję, że wszystkie jej przedstawię i poproszę o odpowiedzi. Życzcie mi powodzenia, wytrwałości i niesłabnącej motywacji.
Słyszeliście już o Naturhouse?
Ciekawa jestem efektów. Nie przepadam za suplementami, dlatego jestem dosyć sceptycznie nastawiona do obowiązkowej suplementacji, zwłaszcza jeśli kosztuje 150 zł na tydzień.
OdpowiedzUsuńWidzę że całkiem nieźle oszacowalam ilość wody 😊 cieszę się że dieta działa i mocno kibicuje 😗
OdpowiedzUsuńsama jestem ciekawa :P
OdpowiedzUsuńrozważ karierę dietetyka :P
OdpowiedzUsuńWiem... dostałam mnóstwo feedbacku właśnie, sama jestem ciekawa :P
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa efektów o jest masa skrajnych opinii
OdpowiedzUsuńMam kurację Naturhouse za sobą. Pamiętam, że przed każdą kolejną wizytą czułam presję, czy uda mi się stracić kilogramy. Motywująco działały na mnie koszty, które nie były małe. Niestety w moim przypadku okazało się że mam zmagazynowane ponad 5 kg wody. Wszystkiemu były winne źle dobrane hormony. Kiedy odstawiałam tabletki ilość wody spadała a potem wzrastała wraz z pierwszą tabletką.
OdpowiedzUsuńznowu kolejny post reklamowy. czuje się jakbym oglądała reklamy na polsacie.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o Naturhouse i raczej się tam nie wybiorę, bo dla mnie to trochę zbyt droga impreza :d
OdpowiedzUsuńW ogóle to dieta w Naturhouse polega tylko na zmianie nawyków żywieniowych i suplementacji, czy zalecane są też regularne ćwiczenia?
Btw chciałam przejść do wpisu o Slimette, bo pokazał mi się w proponowanych i Avast wykrył zagrożenie :< https://uploads.disquscdn.com/images/d73a3e587f1f9063f84bdb8db7c6e392f65eabae8d7ce85961779be8dd047a55.png
Też przyjmuje hormony, więc to może być powod. Będę starała się uregulować teraz pracę tarczycy za pomocą diety tak żeby stopniowo wyeliminować konieczność ich przyjmowania :) Mam nadzieję, że Tobie udało się zrzucić wszytsko co chciałaś 😊
OdpowiedzUsuńOczywiście dobrze zbilansowana dieta i aktywność fizyczna potrafią zdziałać cuda i jak najbardziej są wskazane. Na razie jednak muszę się oswoić z nową rzeczywistością czyli regularnoscią i innym typem produktów i kiedy już te nawyki wejdą mi w krew na pewno włączę większą aktywność.
OdpowiedzUsuńMam ostatnio na stronie problemy z protokołem https być może to jest powód 😑
jak na pierwszy tydzień to bardzo dobry wynik, ja chodziłam na fitness, siłownię do studia figura , z Naturhouse też zamierzam kiedyś skorzystać
OdpowiedzUsuńTeż jestem zadowolona mimo że to w większości woda jednak... 😊
OdpowiedzUsuńza bardzo kocham czekoladę ;)
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki! Sama mam znajomą, która w pół roku schudła bodajże 17 kg - więc się da! A skoro Ty masz motywację i chęci - uda się na pewno! :)
OdpowiedzUsuńDziekuje!!!! ♥
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa efektów i trzymam kciuki -zarówno za efekty, jak i motywację :)
OdpowiedzUsuń