lipca 15, 2013

AURA HERBALS (maseczka z czerwoną glinką)

Produkt, który chcę Wam dziś pokazać przywędrował w paczce 
od AURA HERBALS już jakiś czas temu.
Zgrabnie zebrałam się za opisanie srebra koloidalnego,
 ale maseczka glinkowa czekała gdzieś w czeluściach moich czterech ścian.
W końcu i na nią przyszła pora. Jako, że do glinek miałam różne uprzedzenia, 
a moje pierwsze spotkanie z nimi wcale nie należało do udanych.
Glinek jest cała masa - czerwone, niebieskie, białe, 
każda z innymi właściwościami, pod różnymi postaciami.
Znając wymagania mojej skóry, wiedziałam, 
że najlepszą z możliwych będzie właśnie czerwona.



Saszetki mnie nie kręcą, zdecydowanie bardziej wolę tubki czy pudełeczka. Zabawa w małego chemika - wysyp, zalej, rozmieszaj, dodaj w sumie mi się podoba, ale tylko w momencie, kiedy przygotowuje kosmetyk raz i mam go na dłuższy okres czasu. W tym przypadku, z glinką, jest to niemożliwe. Bardzo szybko wysycha, więc chcąc przygotować nową porcję trzeba zaczynać wszystko od początku. Co do instrukcji przygotowania dostępnej na opakowaniu - trzeba eksperymentować, nie wiadomo ile to jest "niewiele", nie wiadomo ile glinki wsypać. Wszystko tak na oko.


Aby uzyskać gładką konsystencję, bez grudek, nie rozwodnioną trzeba się dobrze namieszać. Tylko taka formuła sprawi, że rozsmarowywanie glinki po twarzy będzie dziecinnie proste i nigdzie nie porobią się zgrubienia. Wtedy będzie schła równomiernie, a przy zmywaniu będzie ładną, cienką warstwą odchodzić od skóry. W moim przypadku pierwsza aplikacja była totalnym eksperymentem, glinka wyszła grudkowa, a po aplikacji została mi prawie pełna miska. Sama od siebie proponuje mieszkanie w ilości: 1 płaska łyżka glinki z 2 łyżkami wody. Tyle w zupełności wystarczy na twarz.

Testując już wcześniej glinkę od Safiry, mogę szczerze powiedzieć, że tak od AURA HERBALS jest o niebo lepsza. Ładnie zasycha, bardzo ściąga skórę, w przeciwieństwie do tamtej, która pozostawała stale gęstą papką. Glinka nawilża skórę od wewnątrz, wygładza ją i ożywia. Do tego, regularnie stosowana, redukuje przebarwienia i zaczerwienienia. W przypadku AURA HERBALS poczułam różnicę już po pierwszej aplikacji. 


Wolałabym jednak, aby produkt był dostępny w tubce - gotowy do użycia od razu, wtedy możliwe, że skusiłabym się na niego, bez dodatkowego zachęcania. Jeśli ktoś ma cierpliwość i chce mu się "paprać" proszę bardzo, jak wolę pozostać przy kremach nawilżająco-odżywczych, które, może o o mniejszej mocy sprawczej, mają podobne działanie.




Stosujecie glinki?


9 komentarzy:

  1. Zdecydowanie wolę gotowe maseczki w tubce:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Glinka rządzi! Pierwsza i jedyna skuteczna maseczka z jaką się zetknęłam to właśnie taka sypka, sucha glinka. Jestem absolutnie za!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też zadowalają gotowce:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja także wolę gotowe maseczki...

    OdpowiedzUsuń
  5. Adrianna Maciaszek16 lipca 2013 11:04

    Jak pani wyżej jestem za maseczkami w tubce, dużo łatwiej się je aplikuje, jednak sama glinka absolutnie tak

    OdpowiedzUsuń
  6. Stosowałam zieloną z saszetki, nie pamiętam jakiej firmy, ale byłam w miarę zadowolona. Może właśnie sekret tych lepszych glinek tkwi w tym, że przygotowuje się przed aplikacją, a nie stoją nie wiadomo ile w tubce ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem posiadaczką glinki marokańskiej i... chyba jestem leniem, bo też bym wolała, żeby była ona od razu gotowa, bez rozrabiania jej za każdym razem. Co do działania, to trudno mi określić, bo stosuję strasznie nieregularnie. Powinno się dwa razy w tygodniu, a u mnie to jest raz na dwa tygodnie. Więc nie mam się czego spodziewać. Zaraz po "zabiegu" skóra jest gładka, ale na dłuższa metę, to nic nie zauważyłam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Już wolałabym glinkę lub błoto morskie od BingoSpa...
    Na pierwszy rzut oka powiedziałabym że to jakaś tandeta w proszku, no ale nie mogę powiedzieć bo nie testowałam tego!
    Ja jednak wolę w opakowaniach, które już od razu są do użycia a nie bawić się z tym jeszcze !

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie stosuje glinek, hmm..właściwie to nigdy nie próbowałam, ale po tym co tu przeczytałam to nie chciałoby mi się bawić we wcześniejsze przygotowanie konkretnej masy. Jako mama małego dziecka nie mam na to czasu,dlatego wole gotowe maseczki lub kremy;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz zamiar w swoim komentarzu zostawić mi odnośnik do swojego bloga lepiej od razu wyjdź! ZAKAZ REKLAM I LINKOWANIA. Odwiedzam KAŻDEGO, kto zostawia merytoryczny komentarz, a jeśli mi się podoba zostaję tam na dłużej. Nie potrzebuję specjalnego zaproszenia!
Jednocześnie dziękuję za każde słowo i każdego hejta :*

Copyright © 2017 Pata bloguje