Mam zaległości jeśli chodzi o BINGOSPA.
Wszyscy już porecenzowali swoje kosmetyki,
a ja walczę z moimi dwoma kosmetykami i ciągle daje im ostatnie szansy.
Dzień dobroci się jednak skończył i miło nie będzie.
Masło mandarynkowe jakoś mi uszło, czasem chlapnę na siebie mała dawkę.
Zostały jeszcze dwa przyjemniaczki - serum i algi pod prysznic.
Pomalutku zmierzamy więc ku końcowi...
Dla mnie całe to serum jest jakąś parodią kosmetyczną. Nie rozumiem jak dwa produkty można połączyć w jeden - nie sądzę aby moje włosy potrzebowały takich samych składników jak moja skóra. Opakowanie - porażka. Odkręcanie pod prysznicem graniczy z cudem, zatyczka wygina się na wszystkie strony świata, przy zakręcaniu przeskakuje. Więcej się naprzeklinałam pod prysznicem niż zrelaksowałam. Do tego naklejka na opakowaniu z nieczytelnym składem pod wpływem wody wygląda po prostu tragicznie - niechlujnie i bardzo odpychająco.
Kolejny minus. Wszystko przelatuje przez palce, trudno wylać na dłoń odpowiednią ilość, bardzo kiepsko z pienieniem. Czyli jadąc po całości - bardzo niska wydajność. Przyjmując, że wedle sugestii producenta stosujemy go zarówno na włosy i ciało, dozujemy dawki takie, które pozwolą na optymalne pienieni to produkt wystarczy na tydzień? W porywach do dwóch. Kiepsko...
Serum czekoladowo-brzoskwiniowe... Jak to pięknie brzmi, szkoda, że nie ma odzwierciedlenia w zapachu. Przejrzałam blogi na których dziewczyny też opisywały ten produkt i wszystkie jak jeden mąż piszą, że serum ma delikatny, przyjemny zapach. A ja się pytam - w którym momencie i gdzie? Przypomina mi białą zawiesinę - lek, który mama podawała mi jak byłam mała. Wymiotowałam po nim dalej niż widziałam. Pierwszy niuch serum spowodował u mnie ruchy robaczkowe... Pod prysznicem zapach nieco ginie i na całe jego szczęście krótko utrzymuje się na skórze i włosach. Ale czekolada i brzoskwinia? Nigdy w życiu!
Jeszcze nigdy nic tak bardzo nie plątało mi włosów.
Jeśli chodzi o BingoSpa to się z nim nie polubiłam i nic nie wskazuje na to,
żeby nasze relacje się zmieniły.
Co produkt to jestem coraz bardziej rozczarowana.
Parabeny, SLS i wszystko inne co złe w składzie na dobre mnie odstraszają.
A ja wymagająca wcale nie jestem, przecież...
Szkoda,że się nie sprawdziło, bo wygląda całkiem przyjemnie:)
OdpowiedzUsuńteż miałam ten produkt i już o nim pisałam, mam takie same wrażenia jak twoje, zapach jest paskudny
OdpowiedzUsuńDla mnie to też nieudany kosmetyk.
OdpowiedzUsuńświetnie napisany post,ja do tej pory mam styczność tylko z algami pod prysznic.Dla mnie są one fajne,dobrze się pienią,ale zakrętka jest taka jak ta powyżej,czyli można się nieźle wkurzyć :/ przy zakręcaniu,i odkecaniu.
OdpowiedzUsuńWygląda jak sok marchwiowy dla dzieci, szkoda, że się nie sprawdził :(
OdpowiedzUsuńJa w podobnym opakowaniu kolagen do ciała - ta niewygodna aplikacja zniechęca. No i niestety nawilża na bardzo krótko :/
OdpowiedzUsuńTych ich nakrętek nienawidzę...
OdpowiedzUsuńNie testowałam tych kosmetyków, ale po Twojej recenzji chciałabym to zrobić, bo jestem mega ciekawa czy rzeczywiście jest taki tragiczny;)
OdpowiedzUsuńNa moją miały z pewnością wpływ antybiotykowe urazy z dzieciństwa, no ale reszta... dla mnie masakra...
UsuńOdważna recenzja, nie chcę sprawdzić czy się mylisz.
OdpowiedzUsuńSpróbuj może maseczek ?
OdpowiedzUsuńnp. Glinki ?:)
Glinka jest super bo sama testuję :)