września 14, 2013

Pyłkowy, pomarańczowy czar - HESH od Magicznych Indii

Dziś wielki wieczór.
Wielki, niewielki. Postanowiłam sobie w tym roku nieco huczniej obchodzić urodziny.
Zaprosiłam trochę ludzi, więc jakieś tam przygotowania trwają.
Po raz kolejny użyłam specyfiku o którym dziś kilka słów.




Magiczne Indie na Spotkaniu Blogerek podarowały mi Hesh.
Orientalnie brzmiący produkt, na który składają się sproszkowane skórki pomarańczy.
Wedle tego co mówi producent po takiej maseczce mam mieć rozjaśnione przebarwienie, odżywioną skórę, wyniszczone grzyby i pełno zarazków, i tak dalej, i tak dalej...

Myślałam, że pomarańcze w proszku dalej są pomarańczowe. Jak otworzyłam pudełeczko z żalem zająknęłam. Czar prysł - opakowanie to brązowy proszek, bardzo  zbliżony wyglądem do piasku, choć zdecydowanie lżejszy. Co do sposoby przechowywania maseczki - żałuję, że nie ma tu rozwiązania woreczka strunowego. Nie jest to produkt jednorazowy, więc takie rozwiązanie ułatwiłoby sprawę przechowywania.


Skład wygląda zachęcająco. Produkt jest w 100% naturalny i nie zawiera NIC poza wspomnianymi skórkami. Niestety nie pachnie pomarańczami. Kolorowego porównania nie będzie, bo nawet nie wiem do czego. Może ciut do przypraw wszechobecnych w kuchni? Z jednej stronie dobrze, bo zapach nie drażni podczas noszenia maseczki, z drugiej zaś chętnie uraczyłabym takiego cytrusa na ryjku.


Maseczkę robi się bardzo prosto. Trzeba ją po prostu połączyć z wodą - dla cery tłustej, lub z mlekiem - dla cery suchej. Co do proporcji to proponuje najpierw wsypać łyżeczkę proszku i delikatnie zalewać kropelkami wody. Nie na odwrót! Bo jeśli wyjdzie nam za rzadki bez sensu jest ciągłe dosypywanie i marnowanie kosmetyku, którego i tak nie użyjemy na raz.


 W tym przypadku, odmiennie niż z glinkami, powstała papka nie jest gładka. Trudniej się ją nakłada na twarz. Trzeba to robić raczej ruchami pieczątki niż smarując pędzlem. Efekt? Piecze, zaraz po naniesieniu na skórę. Może jestem dziwna, ale lubię takie masochistyczne bajery. Dla mnie szczypanie jest efektem działania kosmetyku - czuję jak wwierca mi się głęboko w pory i mocno rozprawia się z wszystkimi nieczystościami.


Czytając opinie w internecie dziewczyny piszą, że ciężko im wytrzymać nawet minutę po naniesieniu. U mnie nie było żadnego problemu z wymaganymi 20-ma. Nie lubię zmywać maseczek, zawsze się wszystko brudzi dookoła, 
a zaschnięta papka wcale tak dobrze nie schodzi. 
W przypadku Hesha zmywanie można wręcz nazwać peelingowaniem twarzy
Załatwiam dwie rzeczy na raz. 
Rewitalizuję skórę i delikatnie ją złuszczam - dla mnie bomba!


Co do samego efektu - skórą jest maksymalnie gładziutka, napięta i odpowiednio nawilżona! Pory widocznie zmniejszone. Kłóciłabym się co do rozjaśniania, bo AŻ tak wielkiej różnicy nie widzę, ale zostało mi jeszcze z pół woreczka, więc może to przychodzi z czasem. Podsumowując - świetny sposób na domowe oczyszczanie łączące dwa zabiegi w jednym. Zdecydowanie polecam Hesh do wypróbowania!







18 komentarzy:

  1. Ja nie lubię jak coś mnie piecze po nałożeniu na twarz...może i działa, ale jak czuję taki efekt, to zaraz mam ochotę zmyć kosmetyk :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przekonuje mnie ta maseczka.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawa, chciałabym ją wypróbować :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też lubię jak piecze/szczypie, przykro się przyznać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. z pewnością chcialabym spróbować ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przepadam za pieczeniem, ale zastanowię się nad nią.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa maska jak ja trafie to wyprobuje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Najbardziej lubię maseczki błotne: świetnie się rozprowadzają. Maseczki z glinki ledwo znoszę, bo już tak równo nie rozprowadzę, bo wysychając lubi coś odpaść. Jeżeli ta jest jeszcze bardziej "chropowata", to raczej się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  9. wygląd maseczki nie przekonuję zbytnio ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurcze, fajne to. Nie zwraca, tak dużej uwagi na wygląd maseczki, ma działać! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O widzę moja imienniczka, a maseczkę chętnie bym wypróbowała, chociaż wygląda trochę jak błoto :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Najlepsze życzenia urodzinowe!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja bym pewnie zaraz zmyła jakbym poczuła, że piecze ;) Ale podobno żeby byc pięknym trzeba cierpieć ;p Uwielbiam kosmetyki, których skład to 100 % natury albo takie, które sama wyczarowuje z tego co mam pod ręką, np miodu, hydrolatów. Maseczka godna uwagi.
    Wszystkiego dobrego:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja mam maseczkę cytrynową i choć nie odczuwałam pieczenia to po zmyciu twarz wyglądała jak poparzona. Mnie ten produkt niestety nie zadowolił :/

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam taką maseczkę tylko zawsze brakuje mi czasu dla siebie :-/

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja już od dawna napaliłam się na produkty od hesh i zamówiłam całą masę :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz zamiar w swoim komentarzu zostawić mi odnośnik do swojego bloga lepiej od razu wyjdź! ZAKAZ REKLAM I LINKOWANIA. Odwiedzam KAŻDEGO, kto zostawia merytoryczny komentarz, a jeśli mi się podoba zostaję tam na dłużej. Nie potrzebuję specjalnego zaproszenia!
Jednocześnie dziękuję za każde słowo i każdego hejta :*

Copyright © 2017 Pata bloguje